Powrót do przeszłości

Swoich sił w fotografii analogowej próbowałem już wielokrotnie, lecz zawsze było coś co powodowało, że przeciągałem to w czasie. Już z 2 lata temu założyłem film do leciwego już, aczkolwiek wciąż działającego Zenita-E. Tym razem jednak nastąpił bardziej przełomowy moment. W moje ręce wpadł Canon 500N z dodatkowym battery packiem (szkoda, że nie pełni funkcji gripa, tylko jest przejściówką z baterii CR123 na AA). Pełny euforii idąc za ciosem zamówiłem nową rolkę filmu i wywoływacz negatywowy, dodatkową motywacją do tego był dzień darmowej dostawy 🙂

Po załadowaniu nowych baterii do analoga, małym przeglądzie i o dziwo przeczytaniu (no dobra, przejrzeniu instrukcji) przyszedł czas na załadowanie filmu. Chyba z sentymentu wybór padł na film czarno-biały Ilford Pan 400 – tak tylko 36 klatek. Z technicznego punktu widzenia Canona od Zenita dzieliła przepaść – autofocus (aż 3 punkty AF), automatyczne ustawianie parametrów ekspozycji, automatyczne przewijanie filmu. Wszystko automatyczne, w sumie mógłby jeszcze film automatycznie wywołać 🙂 Plus jest taki, że do Canona pasują moje wszystkie obiektywy, lampy i praktycznie wszystkie zgromadzone gadżety.

Samo załadowanie filmu okazało się troszkę trudniejsze niż włożenie karty do cyfrówki. Pomimo znajomości teorii, praktyka już weryfikowała wszystko – udało się dopiero za 4 razem.

Ruszyłem więc w miasto.

Wybrałem kadr dosyć sztampowy jak na pierwszy raz, ale mogąc na spokojnie rozstawić się ze statywem i przeanalizować kadr przeszedłem do działania. Najpierw w ruch poszła cyfrówka. Jakoś nie potrafiłem się przekonać, by od razu robić analogiem. Po kilku próbach, ustaleniu optymalnych parametrów naświetlania na statywie zamontowałem poczciwego Canona, ustawiłem ostrość, parametry ekspozycji,… no i klik. Klisza naświetlona, a efekt? Wszystko okaże się dopiero za jakiś czas 🙂

Ciekawe, czy wyjdzie porównywalnie jak cyfrą (jak poniżej) 🙂

_MG_5530-1