Powrót do przeszłości cz. 2 – wywołanie filmu

W ostatnim czasie dość intensywnie zainteresowałem się fotografią analogową. Do tego stopnia, że przywróciłem do życia stary aparat Ojca – Zenita E, lecz na co dzień wygodniej było mi korzystać z Canon-a 500N (więcej o nim tutaj). Na początek założyłem 36-klatkowy czarno-biały film Ilford PAN400. Chwilę mi zajęło zanim „wypstrykałem” cały film, ale udało się. Przyszedł czas na wywołanie negatywu. Najtrudniejszym dla mnie etapem było przewinięcie filmu z kasety do szpilu koreksu. Na sucho okazało się to nie takie trudne, ale całkowitej ciemności stało się nie lada wyzwaniem. Po ok 20 minutach walki, udało się 🙂 Film w koreksie (używałem Krokus Tank 800), można zapalić światło i sporządzić tajemną miksturę wywoływacza.

Korzystałem z wywoływacza Rollei R09 One Shot (opartego na recepturze wywoływacza Rodinal). Jest to wywoływacz jednorazowy, czyli 1 porcja na 1 wywołanie. W moim przypadku użyłem rozcieńczenia 1+50, czyli 1 porcja wywoływacza i 50 porcji wody (użyłem destylowanej). W przypadku tej kombinacji film+wywoływacz, czas kąpieli powinien wynosić 11 minut przy temperaturze 20°C. Tego dnia trudno było uzyskać tak niską temperaturę, nawet zimna woda z kranu miała temperaturę 21°C. No cóż, ale jakoś trzeba było sobie poradzić, skróciłem czas wywoływania o 1 minutę, co dało czas kąpieli w wywoływaczu 10 minut przy temperaturze 22°C.

Z uwagi na fakt, że nie miałem pod ręką przerywacza – zastąpiłem do 3-krotną płókanką w zimnej wodzie. Tak po prostu.

Kolejnym etapem było utrwalenie negatywu, do tego celu wykorzystałem Tetenal’a Superfix Plus. Jedno rozcieńczenie można wykorzystać kilkukrotnie (wg. etykiety na opakowaniu powinno wystarczyć na 24 utrwalenia). Nie rozrabiałem od razu całego opakowania (250ml), tylko tyle ile potrzebowałem na 1 szpulę w koreksie. Dla równej objętości wyszło mi 100ml utrwalacza i 400ml wody. Czas utrwalania wg. producenta to 3-5 minut, na początek wybrałem wartość po środku, czyli 4 minuty.

Pozostała ostatnia faza płukanie i suszenie 🙂 Tutaj poszło już z górki – 8-krotne płukanie w zimnej wodzie, po czym wyjęcie gotowego filmu z koreksu. W końcu po pół roku od założenia filmu mogłem zobaczyć efekty. W erze cyfrowej, gdzie zdjęcie możesz zobaczyć od razu po jego zrobieniu, albo nawet jeszcze przed, to trochę dziwne uczucie. Nie zmienia to faktu, że dające mnóstwo radości. Gdy dodatkowo widzisz jak fotografia powstaje praktycznie od A do Z.

20160828_185423

Wstępny efekt już widziałem na suszącym się negatywie, ale nie mogłem wytrzymać by nie zobaczyć efektów w większym formacie. Nie posiadam skanera z przystawką do negatywów, a na chęć obejrzenia ogromna 🙂 Zatem z pudełka po butach wyciąłem okienko wielkości jednej klatki filmu, od wewnętrznej strony przykleiłem 2 kawałki papieru, by przytrzymać film. Wsunąłem film w „prowadnicę”, od frontu ustawiłem „cyfrówkę” z obiektywem makro, a od tyłu podświetliłem lampą z podwójnym dyfuzorem, aby uzyskać możliwie jak najbardziej równomierne światło. Nie wyszło źle – poniżej efekty 🙂

_MG_6637

_MG_6650-1

_MG_6654-1

_MG_6660-1

_MG_6661-1

_MG_6663-1

I w sumie taka uwaga na koniec 🙂 Ogromna ciekawość efektów spowodowała rysy na filmie 🙁 Nie dałem mu dobrze wyschnąć, a już zacząłem go męczyć – jest nauczka na przyszłość 🙂

 

Słowem podsumowania, a w sumie zdjęciem podsumowania, fotka z poprzedniego posta, ale tym razem w wersji analogowej.

_MG_6614-1